Szedł
piaszczysta droga, upal lał się z nieba, no cóż przecież było lato. Droga pokryta była kurzem, drobnym jak puder, unoszący się małymi obłoczkami
przy każdym kroku. Rozgrzany piasek parzył stopy nawet w sandałach. Śladu porządnego cienia. Nie lubił lata z upałami i wszechobecnymi
owadami usiłującymi bezczelnie skorzystać z jego obecności w ekosystemie w którym nie czuł się elementem piramidy żywieniowej. Daleko
na horyzoncie widział zarys gospodarstwa, jeszcze trochę drogi.
Czy można mieć
pretensje do piachu, że leży na piaszczystej drodze? Szedł dalej
drogą, gorący piasek dalej wsypywał mu się do sandałów parząc
stopy ale pójście bokiem było by jeszcze gorszym rozwiązaniem,
wysokie suche prawy i zioła nie przyspieszały drogi w upale.
Chciało mu się pic, coraz bardziej narastało i wyrażniej
docierało do świadomości. Napije się na miejscu pomyślał.
Zawsze starał się być wytrwałym w dążeniu ale nie walczyć z
rzeczywistością gdy udowadniała mu jego słabość i usiłowała
wykorzystać kruchość ludzkich planów. Wszyscy wokół namawiali
go do walki, do zmagania z rzeczywistością, do ciągłego biegu,
skoków milowych, ale nie było to w jego naturze. On chciał iść,
spokojnie, wytrwale iść, nie biec, nie pędzić, nie wydzierać do
przodu a właśnie iść wytrwale. Trudne do zrozumienia dla
owładniętych mirażem sukcesu i mierzących swoje życiem miara
podziwu u innych i z trudem skrywanej zazdrości.
Przysiadł na
wysokiej skarpie przy drodze, tu pod złudnym cieniem rachitycznej
brzozy było nieco chłodniej. Wątła trawa rosła w kępach
poprzetykanych drobnymi srebrzystymi listkami drobnych kwiatków. O
piątej po południu dalej byli gorąco, chyba 30 stopni,
wielogodzinny marsz nadwyrężył jego siły ale nie tak by zaburzyć
pewność w dotarcie do celu, trzeba było tylko trochę posiedzieć.
Pomiędzy
kępami podsychającej trawy widać było gruby żółty piasek
morenowy poprzetykany pasemkami czarnych ziarenek. Uśmiechną się.
Tak, te czarne okruszynki to posłańcy zamierzchłych kataklizmów,
upadków asteroid, wybuchów wulkanów rozrywających całe wyspy
leżą wąską linią pomiędzy warstwami złotego piasku, linią
odgraniczającą świetność i upadek gatunków, a niektórym się
wydaje że potrafią zrobić dziurę w stratosferze przy pomocy
dezodorantu. Chyba zbyt dobre mniemanie o swoich możliwościach
względem przyrody.
Z tych
tajemnych mikroświatów zawsze czerpał inspiracje do marzeń i
refleksji.