Pobyt w listopadowym Krakowie był nie tylko twórczy ze względu na atmosferę miasta ale również na "nową stara" jak można nazwać romantykę fotografowania a mianowicie lomografię. Oczywiście większość z nas zna zalety i wady aparatów fotograficznych z ZSRR czyli Zenit jako przyzwoity standard, Fied jako interesujący surogat Leica i wspomniany wcześniej aparat Łomo o którym nikt specjalnie nie marzył. A teraz cóż za przemiana nikt nie marzy o Zenitach i Fiedach natomiast Łomo robi zawrotną karierę i to jako poważny nurt w fotografii współczesnej.
Chyba nikt kto miał okazję robić zdjęcia aparatem Łomo sdiełano w SSSR nie wspomina ich ze specjalnym rozrzewnieniem bo była to po prosty plastikowa bryndza, już Smiena Symbol to szczyt techniki. Na szczęście współczesne aparaty zarówno lustrzanki jak i kompakty potrafią wygenerować obraz zarówno przyzwoity jak i lomograficznych czyli przesycony romantyzmem czasów nędzy i ucisku.
Poniżej kilka próbek nowego-starego nurtu fotografii,
A teraz kilka bardziej tradycyjnych, choć w tym kontekście trudno tak by to nazwać, fotografii.
Powrót z Krakowa po opadach śniegu to zupełnie inna opowieść, właściwie nie opowieść a epopeja. No cóż nie będę specjalnie oryginalny w utyskiwaniach na drogowców ale corocznie słuchając o zaskakującej zimie w Polsce która leży mniej więcej na tym samym równoleżniku co półwysep Labrador i zatoka Hudson'a wydają się być dalece przesadzone, raczej cieszmy się, że nie ma u nas wiecznej zmarzliny. Na marginesie drogowców to chyba tylko śnieg w lipcu nie jest w stanie zaskoczyć. A oto niespodziewany śnieg na przełomie listopada i grudnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz