sobota, 25 grudnia 2010

Boże Narodzenie!

Błogosławieństwo spływa na ziemię z Bożym Narodzeniem!

Święta w rodzinnej ciepłej atmosferze, kolędy i stoły uginające się od jadła, polska tradycja nie ginie! Ale po śniadaniu przeciągającym się w obiad aby nie doszło do kolacji trzeba zebrać się do kościoła na mszę i koniecznie na spacer. W tym roku pogoda nie rozpieszcza, nie to co poprzedniej zimy jak buło -10 na pasterce, tegoroczne święta są "po wodzie" jak to przewidziała św.Barbara. Osobiście nie wiem co górnicy mają do deszczy że ich patronka jest od przewidywania pogody w Boże Narodzenie, chyba tyle że górnikowi na nos nie kapie deszcz jak jest pod ziemią.
A teraz kilka obrazków z mglistego i roztopowego miasta w Boże Narodzenie.


Choinka na rynku, tradycja ogólnoświatowa, w Afryce chyba także.






Mgliste uliczki.

niedziela, 12 grudnia 2010

Kraków jesienią

Pobyt w listopadowym Krakowie był nie tylko twórczy ze względu na atmosferę miasta ale również na "nową stara"  jak można nazwać romantykę fotografowania a mianowicie lomografię. Oczywiście większość z nas zna zalety i wady aparatów fotograficznych z ZSRR czyli Zenit jako przyzwoity standard, Fied jako interesujący surogat Leica i wspomniany wcześniej aparat Łomo o którym nikt specjalnie nie marzył. A teraz cóż za przemiana nikt nie marzy o Zenitach i Fiedach natomiast Łomo robi zawrotną karierę i to jako poważny nurt w fotografii współczesnej.
Chyba nikt kto miał okazję robić zdjęcia aparatem Łomo sdiełano w SSSR nie wspomina ich ze specjalnym rozrzewnieniem bo była to po prosty plastikowa bryndza, już Smiena Symbol  to szczyt techniki. Na szczęście współczesne aparaty zarówno lustrzanki jak i kompakty potrafią wygenerować obraz zarówno przyzwoity jak i lomograficznych czyli przesycony romantyzmem czasów nędzy i ucisku.
Poniżej kilka próbek nowego-starego nurtu fotografii,




A teraz kilka bardziej tradycyjnych, choć w tym kontekście trudno tak by to nazwać, fotografii.






Powrót z Krakowa po opadach śniegu to zupełnie inna opowieść, właściwie nie opowieść a epopeja. No cóż nie będę specjalnie oryginalny w utyskiwaniach na drogowców ale corocznie słuchając o zaskakującej zimie w Polsce która leży mniej więcej na tym samym równoleżniku co  półwysep Labrador i zatoka Hudson'a wydają się być dalece przesadzone, raczej cieszmy się, że nie ma u nas wiecznej zmarzliny. Na marginesie drogowców to chyba tylko śnieg w lipcu nie jest w stanie zaskoczyć. A oto niespodziewany śnieg na przełomie listopada i grudnia.


niedziela, 12 września 2010

Bitwa pod Komarowem

W ramach produkcji filmu o wojnie polsko-sowieckiej pod Komarowem odbyła się inscenizacja bitwy  która odbyła się tam autentycznie.
Poniżej kilka zdjęć.

  tak wyglądają pola bitwy dzisiaj


























A teraz sławna polska kawaleria która rozbiła wojska sowieckie



























Port lotniczy

Co prawda wakacje zakończyły się dość dawno ale dopiero teraz jest trochę czasu na posegregowanie wspomnień.
Nieodłącznym elementem wyjazdów jest pobyt w porcie lotniczym, zazwyczaj dość monotonnym miejscu które bez ciekawej książki jest trudne do zniesienia na dłuższą metę, ale po co w kieszeni iphone, chyba dla udokumentowania tego miejsca bo lustrzanka zbyt się rzuca w oczy i ochrona lotniska mogła by pomylić zoom z granatnikiem.

Zapraszam na lotnisko.
















oczywiście należy się pożywić przed podróżą ponieważ nie wiadomo do w kraju przeznaczenia dostaniemy do jedzenia i kiedy to będzie.
















czekanie




















przemieszanie
















znowu czekanie
















i dalej przemieszczanie ale tym razem do samolotu, nareszcie!

Tak wygląda podróż lotnicza , osobiście wolę pociąg lub prom ale samolot podobno jest szybszy i bezpieczniejszy.

piątek, 2 lipca 2010

Jedzenie

Lato w pełni i temperatury coraz wyższe wię wskazane jest abu dobrze wyglądać zainspirowało mnie to do opublikowania kilku zdjęć potraw .

poczynając od dość wykwintnych obiadów



poprzez swoiską golonkę, a właściwie to co z niej zostało.






dalej włoska pizza z Lukki popijana bardzo młodym winem da tavola


a kończąc na pysznym boczku zagryzanym oliwką na wiejskim stole.

wszystkie te dania miały urok spokojnej celebracji dobrego jedzenia czyli były wypoczynkiem.

Dla kontrastu zdjęcie zypełnie innego dania które jest do spożycia w pośpiechu, bez większego zadowolenia, po prostu pasza dla zaspokojenia głodu podana bez finezji i bez nastroju.
No może nie do końca pasza bo nie jest chemicznie przetworzonym świństwem, białą, gęstą, lekko lepką cieczą sprzedawaną w plastikowych opakowaniach z napisem jogurt a są wartościowym pożywieniem tylko tyle że nazbyt riślinnym w dosłonej formie, znaczeniu i smaku.
No dobrze jako dodatek to są zjadalne nawet ze smakiem.


oczywiście jest to wersja nieprzetworzona



jak również to jest wersja nieprzetworzona ale obie są zdatne do spożycia nawet bez przyprawiania.



W drmatycznych chwilach pozostaje śniadanie jak powyżej, właściwie takie śniadanie jest dość częste bo nie każdy ma w życiu tyle szczęścia , że podają mu śniadanko z kwiatkiem


i do tego jeszcze kawusia żeby nie chciało się spać w robocie.


i po tym miłym akcencie idę wypocząć ponieważ się zmęczyłem.


środa, 9 czerwca 2010

katedra w Wiedniu

Wielokrotnie odwiedzałem katedrę w Wiedniu, nie jest ona specjalnie duża,




wiele naszych kościołów jest pewnie wiekszych. Zawsze wrażeie na mnie robiła atmosfera, gra świateł, pienie harmonizujące szczgóły.



Każdy w tym miejscu zamieści zdjęcie ambony, ja nie mam zamiaru być orginalny, to jest prawdziwe kamieniarskie arcydzieło a sportretowani ludzie są autentyczni, to nie są twarze wyimaginowanych świętych, to ludzie z kwi i kości targani namiętnościami, z przeżyciami widocznymi w rysach twarzy.


Hur jest jednym z moich ulubionych tematów w katedrze, trzeba się trochę przyjrzeć i zaczekać na światło które rozpraszać się będzie w dymach kadzidła.




Chyba banałem będzie stwierdzenie , że trzeba unikać nasilonego ruchu turystycznegi aby wczuć się w atmosferę świątyni.



Wiedeń ma kilka innych ciekawych kościołow które ogładałem podczas moich bytności w tym mieście ale katedra , jak zresztą w większości miast europejskich posiadających katedry jest zupełnie wyjątkową świątynią. postaram sie to zobrazować niebawem zcjęciami ze Sieny.
Teraz jest już za późnio, idę spać.

piątek, 4 czerwca 2010

Lublin w wiosennym słońcu

Byłem ostatnio w Lublinie i na przekór padającym wszędzie deszczom pogoda dopisała. Głównym deptakiem miasta przechadzali się "mieszczanie" spożywając lody i popijając piwo w licznych ogódkach kawarnianych.



Coraz bardziej podoba mi się atmosfera Lublina, przestał być zapyziałym prowincjonalnym siedliskiem drobnomięszczaństawa i wzorce dla "Monachomachi", to dobrze bo na wschodzie miast aspitujących do bycia metropolią jest niewiele, właściwie są trzy.

czwartek, 3 czerwca 2010

czerwiec

Po zimie którą zapewne zapamiętamy nastąpiła wiosna z ulewami i wybuchami wulkanów aż się boję pomyśleć jakie będzie lato tego roku.


Krótkie chwile słońca można było wykorzystać na robienie zdjęć nastrojowych aby oderwać się od dromatycznego reporterskiego dokumentowania rzeczywistości.


W słoneczny dzień lepiej się pracuje



I lepiej wypoczywa




Nawet sposób patrzenia na otaczający świat jest cieplejszy i bardziej romantyczny.

Ostatnio przeglądałem zdjęcia wybitnego fotografa pochodzącego z Brazylii Sebastiao Salgado

















http://www.smh.com.au/news/arts/a-masters-message-to-man/2005/08/30/1125302569532.html


 i porównywałem z pracami również znanego włoskiego fotografa Oliviero Toscani.




http://www.kabbalah.info/engkab/the_table_of_free_voices/the_table_of_free_voices.htm


Oczywiście można powiedzieć, że obaj zajmują się kompletnie inną sferą fotografii i są to artyści nieporównywalni ale chyba jest to zbyt powierzchowny sąd.

czwartek, 6 maja 2010

Wiosna w Polsce jest ciepła

W związku z tym że pobyt w Szwecji staje się nieznośnie długi a pogoda iście skandynawska postanowiłem ocieplić nastrój kilkoma niedawnymi zdjęciami z ciepłej słonecznej wiosennej wyprawy w Polsce.

Trzeba przyznać Szwedom że pieniądze zrabowane w czasie potopu ulokowali korzystnie i pięknych pałaców jest w Stockholmie pod dostatkiem ale nasze prezentują się równie okazale.




W Szwecji dwie rzeczy mnie zaskoczyły, właściwie wczoraj to zauważyłem i nie jest jakieś wiekopomne  odkrycie tylko przyziemna pospolita konstatacja. Byłem w tutejszym sklepie, kupiłem dwa ciasta  tak zwane mufinki, zimno jest jak diabli to i coś by człowiek zjadł kosztowało mnie to bagatela po 4zł za ciasteczko, niech będzie na skalach zborze nie rośnie a mufinki z igliwia którego tu jest pod dostatkiem to tylko Muminki potrafią robić. To na razie zwykłe ale jak stanąłem przy regale z piwem to naprawdę z jednej strony się ucieszyłem  wszystkie piwa mają 3,5%alkoholu a portery 5% bo tak naprawdę więcej nie jest potrzebne i byłbym szczęśliwy gdyby tak było w Polsce. Jeśli komuś 3,5% alkoholu w piwie to za mało niema nic prostrzego jak dolać kieliszek czystej, mieć w zapasie taką malutką buteleczkę ze spirytusem albo wyborową, efekt ten sam, w browarach moc piwa ustala się dodają spirytus spożywczy w odpowiedniej ilości nikt nie warzy piwa starą metodą , zresztą nigdy by nie uzyskał  5czy 6% jak w naszych piwach.  



Wracając do tematu, jestem zwolennikiem piwa nieskoalkoholowego maksymalnie 3,5% maksymalnie, zresztą za towarzysza E.Gierka perła lubelska miała 3,2%alkoholu , piwo powinno być po to aby ugasić pragnienie w upalne lato po skoszeniu trawnika albo popić przesoloną karkówkę na grillu u sąsiadów a nie po  to aby upijać się nim do zarzygania i nieprzytomności a później tłumaczyć że wsiadłem za kierownicę tylko po trzech piwkach.






  A teraz trzeba Szwedom dołożyć, są mądrzy bo mają piwo 3,5% ale cena za to piwo już prowadzi do chęci upicia się z rozpaczy , butelka zwykłego piwa 0,5l to wydatek 14-16koron czyli około 6szł, za dużego Heinekena czyli typową dawkę Polaka po robocie 23 svenske kruner prawie 10zł  no to lekka przesada , Odwróciłem się z  odrazą od tego  regału i spojrzałem na wody mineralne , mała woda 0,5litra 10 korom - gdzie ja jestem????!!!!! - szybko kupiłem Heinekena , te ceny to chyba rodzaj walki z piciem wody mineralnej w Szwecji.



Pozdrawiam wszystkich wybierających się do Szwecji i proponuję zaopatrzyć w odpowiednie trunki w strefie bezcłowej lotniska taniej i w większym asortymencie.







Niedługo znów będę w ciepłej Polsce :-))