czwartek, 29 listopada 2012

Restauracja do przyjemnego posiedzenia

W Lublinie jest restauracja do której lubię wpadać nie tylko na obiad ale i posiedzieć.



 Kiedyś miała jeszcze zaletę racjonalnie skalkulowanych cen ale odkąd stała się nieco bardziej popularna utraciła ją chyba bezpowrotnie.


A co do jedzenia? Jak przychodzę  tylko na przekąskę to hummus z oliwkami


do tego maca


Bez deseru się nie obędzie a jest tu wyjątkowo dobra pasch lepszą robi chyba tylko moja mama.


Smacznego!

Wątróbka na obiad za karę?

Na najbliższy weekend zapowiadają śnieg i pogodę mało spacerową, na razie trzeba się cieszyć z pięknej jesienie więc czasu jakoś się zrobiło mało.

Przypomniałem sobie o wykładzie co to go obiecałem, bo czas wygłoszenia niby pętla zaciska się na szyi i co ja widzę szlak trafił wersję roboczą na pendrive i tylko ochłapy zostały na twardym dysku. No i zamiast zająć się przyjemną lekturą całej sterty książek leżących przy fotelu albo coś smacznego upichcić dla zgłodniałej dziatwy będę musiał ślęczeć nad slajdami. Najgorzej to choć raz coś zaprezentować na przyzwoitym poziomie wtedy oczekują od ciebie fajerwerków co dzień. Zawsze dam się wrobić.

Za karę zrobię chyba na obiad wątróbkę.
Doprawdy nie wiem dlaczego takim ograniczonym wzięciem cieszy się to danie, chyba niezbyt udana nazwa gra rolę. Ostatnio córka zaprotestowała przeciwko karmieniu rodziny flaczkami, bo obrzydliwie się nazywają, zaproponowałem aby od jutra mówiła nie flaczki ale smakotki i po tygodniu takiej socjotechniki będzie się nimi zajadała.
Wracając do wątróbki to dyskusje pomiędzy zwolennikami cielęcej i wieprzowej pozostawiam większym specjalistom, ja po prostu lubię czasami zjeść wątróbkę.



Cienko pokrojona i usmażona ze świeżo tłuczonym pieprzem; po prostu w pieprz i na gorący tłuszcz, policzyć powoli do 10 przewracamy na drugą stronę, liczymy, na talerz i posolić. A dlaczego pieprz świeżo tłuczony a nie z młynka? Tu wyjaśnienie jest proste i stosowane przez jedną z moich znajomych w najmniej odpowiednich sytuacjach  "no przecież wiesz".
Jednakże gdyby ktoś nie wiedział to ja służę wyjaśnieniem, a właściwie własną teorią na ten temat: pieprz świeżo utłuczony w moździerzu ma bardzo intensywny aromat i dzięki zgnieceniu wydziela dużo olejków eterycznych które szybko rozpuszczą się w gorącym tłuszczu na którym smażymy dając wyśmienity smak potrawie.



Było smaczne ale z nieznanych (!?) mi powodów dzieci wyciągnęły z lodówki monte i nie chciały jeść obiadu; może dlatego że do popicia dostały wodę niegazowaną?


niedziela, 25 listopada 2012

Jeść też trzeba

Lepiej jeść smacznie niż podle, czasami lepiej nic nie zjeść niż jeść byle co.




Kierując się tym mottem wziąłem się dzisiaj za pieczenie pizzy. Podstawowe składniki weny twórczej przygotowane.


Na początek trzeba zrobić sosik bo jak trochę postoi to jest lepszy.

Zagniatanie i wałkowanie ciasta to poważna robota a ciast do pizzy jest tyle odmian, że nie znam ich nawet 10%. Dzisiaj wybrałem najzwyklejsze ciasto z drożdżami.


Piec nagrany na maksymalną temperaturę i gotowe.



A tak wygląda na talerzu końcowy efekt mojej pracy, tylko dzisiaj nieco sprofanowany bo wino jest francuskie, ale  wina włoskie wszystkie wyszły bo je lubię więc schodzą w pierwszej kolejnosci.



A jeśli ktoś nie lubi gotować i piec tylko woli jogurty i batoniki to nie wie co traci, pizza była pyszna a wino jak wino "vino pellite curas"







piątek, 23 listopada 2012

A miało być inaczej.

Stwierdzenie "a miało być inaczej" czy w innej wersji "a ja to sobie inaczej wyobrażałem" zawsze pozostawia wrażenie infantylności mówiącego, który żyjąc w świecie wyobraźni chce wyreżyserować rzeczywistość według swoich planów a nie przyjmować taką jaką jest. Nie powiem żebym był wolny od tej słabości i ostatnio też mi się to przydarzyło. Prowadziłem bardzo poważne negocjacje, do których przywiązywałem wielką wagę, wszystko szło w dobrym kierunku kontrahent był gotów na ustępstwa a mi w kluczowym momencie zabrakło determinacji , po prostu nagle stwierdziłem , że nie chcę niczego na nim wymuszać. Nawet zapytał czy chcę usłyszeć jednoznaczną deklaracją a ja jak to ostatnia pierdoła stwierdziłem, że nie , że oczywiście mi wystarczy to co zostało ustalone choć to była nieprawda i już w chwili mówienia żałowałem wszystkiego, bo ta jednoznaczna deklaracja była konieczna jak tlen albo woda rybie . Oczywiście , że chciałem jednoznacznej deklaracji. Może będzie druga szansa. Na szczęście życie daje drugie szanse, a znając mojego kontrahenta jest to co prawda bardzo trudny negocjator i świetnie wyszkolony w socjotechnicznych chwytach choć nie znosi jak się o tym wspomina ale czasami daje się namówić na szczerość.

Miało być o fotografii i literaturze a jest o kotach albo rudnych relacjach, czas z tym chwilowo skończyć!

Od dziś postanowiłem codziennie publikować pojedyncze zdjęcia lub krótkie tematyczne bloku lub reportażowe z wyjazdów.

Dziś trochę mgły bo jesień i taki mam nastrój:




kolejne dwa zdjęcia są z miejsca które jest dobrze rozpoznawalne dla tych którzy tam byli.





to chyba najbardziej rozpoznawalne ale trzeba było wstać przed 6 aby uzyskać te efekty.


Jutro może coś o kawie albo ugotuję coś na obiad? Jakaś propozycja?




wtorek, 20 listopada 2012

Poranne przebudzenie

Po ciężkiej pracy i mocno zarwanej nocy należy się poranny odpoczynek z filizanką dobrej kawy i ptysiem.
W pracy nieustanna walka jakości z ceną, chory jestem jak po raz kolejny słyszę "z biznesowego punktu widzenia". A może ci biznesowo nastawieni podpisali by się po robotą zrobioną według ich schematu myślenia? Nie! Na to już odwagi cywilnej brakuje ale innych wpuszczać w szambo pseudoekonomicznym bełkotem to oczywiście można.

Ukojenie w takich chwilach przynosi mi cytat:

Stół dla mnie zastawiasz wobec mych wrogów;
namaszczasz mi głowę olejkiem;
mój kielich pełen po brzegi.

Miał racje autor oddają uczucia człowieka spokojnego patrzącego jak miotają się wokół omamieni rządzą władzy i zaszczytów.
Na potwierdzenie jeszcze jeden dobry cytat na rozpoczęcie tygodnie i spotkanie ze zwierzchnikami:

Szczęśliwy człowiek , który nie idzie za radą występnych,
nie wchodzi na drogę grzeszników i nie zasiada w gronie szyderców.



sobota, 17 listopada 2012

Sercowa porada.

Niedawno młody człowiek, nieco starszy od mojego średniego syna, poprosił mnie o życiową poradę. Nie czuję się ekspertem w sprawach damsko-męskich a tym bardziej sercowych ale zrobiłem poważną minę i wysłuchalem jego opowiści. Czasami wystarczy wysłuchać czyjejś opowieści aby mu pomoc bo wypowiadając głośno słowa sam musi nazywać stany ducha i emocje, a to często rozwiązuje problem.


W tym przypadku sprawa wydawała się na pierwszy rzut oka dość pospolita, żeby nie powiedzieć błaha. Podobała mu się dziewczyna która miała innego chłopaka Ot, codzienność!
Jednakże dalsza część opowieści już trochę mnie wciągnęła, a jak stwierdził ze właściwie to on tak od razu nie chce iść z nią do łóżka, natomiast pragnie jej nieustannej obecności, głęboko się zaniepokoiłem. To nie był typowy objaw u młodego samca z ssaków naczelnych i należało podejrzewać ciężki i trudno uleczalny stan zakochania który potrafi prześladować ofiarę nawet kilka lat.



Z relacji wynikało, że dziewczyna jest dość ładna i raczej nie egzaltowaną typową nastolatką, no może nieco bardziej rzeczowo patrzącą na świat niż średnia statystyczna. Bez specjalnego oporu okazywała mu objawy sympatii co pogrążyło nieszczęśnika jak wywnioskowałem z opowieści.
Początkowo próbowałem go wzmocnić i dać mu cień nadziei wszak serce nie sługa a miłość jest ślepa na realną ocenę obiektu westchnień, głucha na racjonalne argumenty dotyczące stanu psychicznego zainteresowanego i kulawa bo raczej powoli i z trudem odchodzi. Mając takie doświadczenie życiowe postanowiłem doradzić mu dwie drogi, jedną bardziej tradycyjna a wręcz starożytną o której to skuteczności prawi poemat Tristan i Izolda a mianowicie przyrządzić miksturę z lubczyka i podać wybrance serca ale podobno efekt nie był najlepszy dla bohaterów. Druga droga prosta jak strzała i przejrzysta jak kryształ mianowicie należy wyznać miłość swej wybrance i zostawić poniekąd ją z problemem wyboru.



Sprawy biegły swoimi torami gdy nadano im mocy istnienia i otóż jest mój penitent a ja z jego miny wnoszę że nie poszło gładko ani na średniowieczną balladę, ani na szczere wyznanie. Zagadki Sfinksa są czytaniem w otwartej księdze w porównaniu z sercem niewieścim. Pominę skromnie opis efektu moczopędnego naparu z ziela lubczyka ogrodowego i skoncentruję się na drugim podejściu. Odpowiedź nie była może niezwykła czy zbyt wyszukana a nawet powiem, że często używana przez kobiety ale dla młodego mężczyzny niezrozumiała szczególnie gdy targany jest skrajnymi emocjami od ognia do lodu, od jasności w ciemność. Nie trzymając dłużej napięcia zacytuję cóż ów nieszczęśnik usłyszał: "Myślałam, że mogę uważać naszą relację za pewien rodzaj przyjaźni" .
Stanąłem w niekomfortowej sytuacji przetłumaczenia tego zawoalowanego stwierdzenia na realną rzeczywistość. No cóż rzekłem, chłopie szukaj dalej ale nie u niej, w naszym rozumieniu świata trzeba to tłumaczyć "spadaj frajerze, nie mam na takich jak ty czasu!"
Ot, codzienność!



Veneto-Friuli wypoczynek na północy Włochy cześć 2

Wenecja została dość dokładniem opisana w kilku postach więc teraz czuję się usprawiedliwiony pomijając ja, tym bardziej że nie był to mój pierwszy ani ostatni pobyt w tym mieście.
Północne Włochy są miejsce przez które się przejeżdża a nie tam przyjeżdża.



Pędzimy od Klagenfurtu na Udine albo skręcamy w Alpy i nie rozgladamy się zbytnio po równinie porośniętej kukurydzą.
A jednak tem tez jest coś ciekawego.



Dwa główne miasta tej części Włoch to wczśniej wspomniane Udine i Triest.
Można śmiało powiedzieć że dzieli je wszystko. Udine to raczej skromne miasto bez wielkich zabytków i właściwie bez specjalnego charakteru, nie żebym odwodził kogokolwiek od odwiedzenia Udine ale tak je odebrałem.


No może nie do końca bo uliczki dość malownicze.


Kawiarenki też zdatne do użytku.


A zabytki to prawdopodobnie syndrom włoskiego przesycenia arcydziełami, w wielu miejscach świata uchodziły by za perełki.



zarówno renesansowe


jak i gotyckie


Natomiast Triest który zawsze kojarzylem z przemysłowymi Włochami i skrzętnie pomijałem we wszelkich planach zwiedzania zrobił na mnie lepsze wrażenie.



Wspaniała austrowęgierska metropolia z duchem Franciszka Józefa w tle.



Centrum nienagannie zaprojektowane kto bywa w Wiedniu ten poczuje się swojsko, nawet śladu włoskiego nieładu architektonicznego.



Starówka wspinająca się na wzgórze i chyba to co najbardziej przyciąga Castello Miramare.


Początkowo podchodziłem nieco sceptycznie do tego miejsca sądząc, że głównie czerpie z legendy końca cesarstwa i Sisi z którą niewiele ma wspólnego.



Zaskoczenie było pełne ponieważ założenie zarówno architektoniczne jak u ogrodowe jest niezwykłe, bajkowe a jednocześnie miałem odczucie nostalgii i straty, może poprzez pryzmat tragicznych lisów właściciela.



Przejście pomiędzy architekturą pdzełomu 19 i 20 wieku a katedrą w Trieście jest dość ciekawe a nawet korci mnie żeby napisać dramatyczne.


Jeden z ciekawszych kościołów położony praktycznie na forum z czaów rzymskich ze śladami tamtej epoki, nie jest tak pompatyczny i powalający wspaniałością jak katedry włoskie bielejące najwspanialszymi marmurami ale przynajmniej posiada, dość istotną cechę świątyń, a mianowicie atmosferę sprzyjającą kontemplacji.



A poza wszystkimi innymi atutami Triest jest otwarty na morze.






wtorek, 13 listopada 2012

Veneto - Friuli wypoczynek na północy Włoch część 1

Koniec czerwca, północne Włochy, leżę pod drzewem magnoliowym, upał wylewa się z każdego zakątka ogrodu.



Białe kwiaty magnolii wielkości tależa schylają się nademną, intensywność zapachy aż mdli ale nie mam siły wstać i przejść dziesięć kroków do basenu. Pusto wokół, wiatr nie porusza nawet najdelikatnieszymi listkami.



Woda w basenie nigdy nie jest spokojna, narszczą ją drobne fale , wpatruję się w rysunek światła na wodzie i po raz kolejny budzi się we mnie zachwyt dla obrazów Hockney'a. Jak przestawić wodę żeby oddać charakter chwili, żeby nie było to jedynie dokumentalne przedstawienie basenu w ogrodzie. Odkładam książkę, biorę aparat, ciężka lustrzanka nie pasuje do upałów włoskiego lata, będzie trzeba mieć coś lżejszego ale zdjęcia lubię robić właśnie tą lustrzanką pozbawioną jakiegokolwiek programu tematycznego, prostą do bólu. Obiektyw wystawał z cienia jest teraz gorący, może to i racja , że Canon robi białe obiektywy a nie wszystkie czarne jak Nikon. Ustawiam wszystko, ma być HDR, po przyjeździe do domu zobaczymy.



Podam z powrotem na leżak, ręcznik zrobił się wilgotny od potu, nie znoszę upałów!

Zrywam się z leżaka i z desperacją wybijam z trampoliny. Zimna miękkość wody otacza mnie w jednej chwili, słyszę jak biegną ujadając psy właścicieli parku z basenem. W basenie nie da się czytać książki a to jedyne chłodne miejsce.


Uff! jak odpocznę napiszę więcej o męczącym wypoczynku we rejonie Veneto-Friuli.

Apokalipsa nadejdzie na pewno

Skończyłem czytać S.Emilia Ehrlich OSU "Apokalipsa księga pocieszenia" trwało to chyba z pól roku ale nie jest to książka do pochłonięcia w jeden wieczór. Tytuł nieco przewrotny ale po przeczytaniu  dopiero dojrzałem całą głębię jaką zawiera i ani cienia sarkazmy w tym tytule nie ma.
Czytałem po jednym rozdziale dziennie, wieczorem w ciszy, spokojnie delektując się treścią. Lektura nie jest łatwa ze względu na poruszany problem ale język i forma przekazu łagodzą ciężar teologicznego dzieła. Nazywając te książkę dziełem teologicznym nie chce odwieść nikogo od jej przeczytaniu a wręcz przeciwnie chce zachęcić. To nie jest niedzielne opracowanie dla zabieganych gospodyń tylko solidny kawał wiedzy teologicznej podany w przystępnej formie, do tego wiedzy która każdego z nas dotyka czy tego chcemy czy nie. Nawet jak ktoś jest ateistą to problem śmierci i końca czasów na pewno go dotyczy i frapuje a tu ma podaną jedną z wersji nadzwyczaj obrazowo. Wersję tę można przyjąć a można i nie wolna wola człowieka to jeden z najniebezpieczniejszych pomysłów Stwórcy. Często pomysł z wolną wolą przypomina mi danie małpie brzytwy szczególnie po skutkach to widać. To również taka jednozdaniowa recenzja tej książki, jak uchronić człowieka od skutków nierozumnego obchodzenia się z wolną wolą. Fascynująca treść jej oddziaływanie i odległe skutki jeśli nastąpią to niewątpliwe mocne strony książki które mnie porwały i jak dotąd niosą. A krótka recenzja na koniec to chyba tylko to, że to człowiek sam i tylko sam wykorzystując swoją wolną wolę jest w stanie pozbawić się możliwości wejścia do nieba, tylko sam człowiek może powiedzieć Bogu "NIE" i właściwie to tylko ludzka wolna wola jest jedynym ograniczeniem wszechmocy bożej.




poniedziałek, 12 listopada 2012

Niedziela w Wenecji

Następnego dnia była niedziela. Nie bardzo Mogłem przewidzieć czy dla zwiedzania Wenecji to dobrze czy źle więc na wszelki wypadek wybrałem się wczesnym rankiem i na Piazza San Marco byłem przed 8:00 i mogłem w spokoju napawać się widokiem na San Giorgio Maggiore.



Łodzi  na Canale di San Marco praktycznie nie było poza sporadycznie kursującymi vaporetto






Bazylika była otwarta od bocznej nawy więc wstąpiłem na mszę.


Po zakończeniu mszy świętej w zachwycie oglądałem tę wyjątkową świątyni doceniając jej ostentacyjne bogactwo, brak jakiegokolwiek umiaru w złoceniach i pompatyczności. Znam tylko jeden kościół włoski który ostentacyjnością może się równać z bazyliką wenecką  a mianowicie katedra w Sienie. Specjanie nie wymieniam tutaj Bazyliki San Pietro w Rzymie bo to inna liga, San Pietro jest jak miasto z ulicami i zaułkami. Natomiast innym katedrom na przykład florenckiej czy mediolańskiej brakuje takiego uroku wnętrza tam grają pierwsze skrzypce fasady. O kościołach włoskich można długo ale wracajmy do San Marco.


Od zadzierania głowy powoli dostawałem zawrotów które powoli przechodziły w rodzaj transu, wirowałem z głową zadarta w górę jak derwisz podziwiając mozaiki.



Trzeba było wyjść , zaczerpnąć powietrza, ochłonąć. Po przejściu przez Piazzetta de Leoni skierowałem się pod Torre de Orologio i dalej przez plac na vaporetto, celem był kościół Santa Maria D.Salute.


Co mogę powiedzieć o emocjach związanych z tym kościołem, na pewno ma dobrą prezencję ze względu na położenie, bogato zdobiony, zbudowany do końca na ale do modlenia to dla mnie on się nie nadaje, bardziej bym go odbierał jak masońska świątynię rozumu, ot tak architekt go zaplanował i taki jest ale wstąpić warto.




Za to ze schodów widok wyśmienity i cień dawany przez budowlę chłodny więc polecam strudzonym zwiedzaniem na odpoczynek.


Przechodząc koło uroczego gotyckiego San Gregorio


i dalej przez mostek na Rio della Salute



przechodzimy przez Rio Terra al Saloni



i dochodzimy do Zattere, nabrzeża wystawionego na przedpołudniowe słońce oślepiające bielą kamienia z widokiem na szeroki Canale Della Giudecca.


Tutaj jest zupełnie inna Wenecja, ty są nowoczesne budynki na Isola della Giudecca, tu mieszkają zwykli Wenecjanie, tutaj do synagogi podpływają całe rodziny żydowskie w charakterystycznych czarnych strojach, tutaj miasto żyje swoim życiem odwrócone plecami do Canale Grande i turystycznego zgiełku.

Skręcam na Fundamenta Nani i kieruję się do Gallerie d.Accademia


Po zwiedzeniu tej zacnej świątyni sztuki i uzupełnieniu zapasów płynu przy pomocy Bira Moretti jestem gotów na dalsze wyzwania. Spotykam znajomych jednak mój plan podboju Wenecji wydaje im się nierealny są już wysyceniu sztuką w stopniu zupełnym choć na niektórych liczyłem. Cóż bolesny zawód jest częścią życia ludzi z ambitnymi planami.

Przez Campo S.Travaso podążam dalej wzdłuż uroczego Rio Ognissanti


Teraz cel jest znacznie bardziej przyziemny, trzeba zjeść obiad. Zatrzymujemy się w tratorii na Campo San Apolinar, no takiej pasty z owocami morza to jak żyję nie jadłem, rozkosz, poezja ekstaza, kto świadomie zrezygnował ten frajer i dobre o tym wie.


dania do wyboru



Obarczeni tą doczesna ekstazą i przyziemnymi uciechami podniebienia pomknęliśmy przez Campo San Paolo gdzie nożna zobaczyć rzadkość w starej Wenecji czyli drzewa na placu.


Celem był kościół Santa Maria dei Frari


Jedna z ważniejszych nekropolii Wenecji

Zmęczeni wytrwale przemierzaliśmy kanały



Aby wieczorem wsiąść na vaporetto i powrócić na Lido.



Z oddali podziwiając pozostawiany w mroku San Marco