Następnego dnia była niedziela. Nie bardzo Mogłem przewidzieć czy dla zwiedzania Wenecji to dobrze czy źle więc na wszelki wypadek wybrałem się wczesnym rankiem i na Piazza San Marco byłem przed 8:00 i mogłem w spokoju napawać się widokiem na San Giorgio Maggiore.
Łodzi na Canale di San Marco praktycznie nie było poza sporadycznie kursującymi vaporetto
Bazylika była otwarta od bocznej nawy więc wstąpiłem na mszę.
Po zakończeniu mszy świętej w zachwycie oglądałem tę wyjątkową świątyni doceniając jej ostentacyjne bogactwo, brak jakiegokolwiek umiaru w złoceniach i pompatyczności. Znam tylko jeden kościół włoski który ostentacyjnością może się równać z bazyliką wenecką a mianowicie katedra w Sienie. Specjanie nie wymieniam tutaj Bazyliki San Pietro w Rzymie bo to inna liga, San Pietro jest jak miasto z ulicami i zaułkami. Natomiast innym katedrom na przykład florenckiej czy mediolańskiej brakuje takiego uroku wnętrza tam grają pierwsze skrzypce fasady. O kościołach włoskich można długo ale wracajmy do San Marco.
Od zadzierania głowy powoli dostawałem zawrotów które powoli przechodziły w rodzaj transu, wirowałem z głową zadarta w górę jak derwisz podziwiając mozaiki.
Trzeba było wyjść , zaczerpnąć powietrza, ochłonąć. Po przejściu przez Piazzetta de Leoni skierowałem się pod Torre de Orologio i dalej przez plac na vaporetto, celem był kościół Santa Maria D.Salute.
Co mogę powiedzieć o emocjach związanych z tym kościołem, na pewno ma dobrą prezencję ze względu na położenie, bogato zdobiony, zbudowany do końca na ale do modlenia to dla mnie on się nie nadaje, bardziej bym go odbierał jak masońska świątynię rozumu, ot tak architekt go zaplanował i taki jest ale wstąpić warto.
Za to ze schodów widok wyśmienity i cień dawany przez budowlę chłodny więc polecam strudzonym zwiedzaniem na odpoczynek.
Przechodząc koło uroczego gotyckiego San Gregorio
i dalej przez mostek na Rio della Salute
przechodzimy przez Rio Terra al Saloni
i dochodzimy do Zattere, nabrzeża wystawionego na przedpołudniowe słońce oślepiające bielą kamienia z widokiem na szeroki Canale Della Giudecca.
Tutaj jest zupełnie inna Wenecja, ty są nowoczesne budynki na Isola della Giudecca, tu mieszkają zwykli Wenecjanie, tutaj do synagogi podpływają całe rodziny żydowskie w charakterystycznych czarnych strojach, tutaj miasto żyje swoim życiem odwrócone plecami do Canale Grande i turystycznego zgiełku.
Skręcam na Fundamenta Nani i kieruję się do Gallerie d.Accademia
Po zwiedzeniu tej zacnej świątyni sztuki i uzupełnieniu zapasów płynu przy pomocy Bira Moretti jestem gotów na dalsze wyzwania. Spotykam znajomych jednak mój plan podboju Wenecji wydaje im się nierealny są już wysyceniu sztuką w stopniu zupełnym choć na niektórych liczyłem. Cóż bolesny zawód jest częścią życia ludzi z ambitnymi planami.
Przez Campo S.Travaso podążam dalej wzdłuż uroczego Rio Ognissanti
Teraz cel jest znacznie bardziej przyziemny, trzeba zjeść obiad. Zatrzymujemy się w tratorii na Campo San Apolinar, no takiej pasty z owocami morza to jak żyję nie jadłem, rozkosz, poezja ekstaza, kto świadomie zrezygnował ten frajer i dobre o tym wie.
dania do wyboru
Obarczeni tą doczesna ekstazą i przyziemnymi uciechami podniebienia pomknęliśmy przez Campo San Paolo gdzie nożna zobaczyć rzadkość w starej Wenecji czyli drzewa na placu.
Celem był kościół Santa Maria dei Frari
Jedna z ważniejszych nekropolii Wenecji
Zmęczeni wytrwale przemierzaliśmy kanały
Aby wieczorem wsiąść na vaporetto i powrócić na Lido.
Z oddali podziwiając pozostawiany w mroku San Marco
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz