W tym przypadku sprawa wydawała się na pierwszy rzut oka dość pospolita, żeby nie powiedzieć błaha. Podobała mu się dziewczyna która miała innego chłopaka Ot, codzienność!
Jednakże dalsza część opowieści już trochę mnie wciągnęła, a jak stwierdził ze właściwie to on tak od razu nie chce iść z nią do łóżka, natomiast pragnie jej nieustannej obecności, głęboko się zaniepokoiłem. To nie był typowy objaw u młodego samca z ssaków naczelnych i należało podejrzewać ciężki i trudno uleczalny stan zakochania który potrafi prześladować ofiarę nawet kilka lat.
Z relacji wynikało, że dziewczyna jest dość ładna i raczej nie egzaltowaną typową nastolatką, no może nieco bardziej rzeczowo patrzącą na świat niż średnia statystyczna. Bez specjalnego oporu okazywała mu objawy sympatii co pogrążyło nieszczęśnika jak wywnioskowałem z opowieści.
Początkowo próbowałem go wzmocnić i dać mu cień nadziei wszak serce nie sługa a miłość jest ślepa na realną ocenę obiektu westchnień, głucha na racjonalne argumenty dotyczące stanu psychicznego zainteresowanego i kulawa bo raczej powoli i z trudem odchodzi. Mając takie doświadczenie życiowe postanowiłem doradzić mu dwie drogi, jedną bardziej tradycyjna a wręcz starożytną o której to skuteczności prawi poemat Tristan i Izolda a mianowicie przyrządzić miksturę z lubczyka i podać wybrance serca ale podobno efekt nie był najlepszy dla bohaterów. Druga droga prosta jak strzała i przejrzysta jak kryształ mianowicie należy wyznać miłość swej wybrance i zostawić poniekąd ją z problemem wyboru.
Sprawy biegły swoimi torami gdy nadano im mocy istnienia i otóż jest mój penitent a ja z jego miny wnoszę że nie poszło gładko ani na średniowieczną balladę, ani na szczere wyznanie. Zagadki Sfinksa są czytaniem w otwartej księdze w porównaniu z sercem niewieścim. Pominę skromnie opis efektu moczopędnego naparu z ziela lubczyka ogrodowego i skoncentruję się na drugim podejściu. Odpowiedź nie była może niezwykła czy zbyt wyszukana a nawet powiem, że często używana przez kobiety ale dla młodego mężczyzny niezrozumiała szczególnie gdy targany jest skrajnymi emocjami od ognia do lodu, od jasności w ciemność. Nie trzymając dłużej napięcia zacytuję cóż ów nieszczęśnik usłyszał: "Myślałam, że mogę uważać naszą relację za pewien rodzaj przyjaźni" .
Stanąłem w niekomfortowej sytuacji przetłumaczenia tego zawoalowanego stwierdzenia na realną rzeczywistość. No cóż rzekłem, chłopie szukaj dalej ale nie u niej, w naszym rozumieniu świata trzeba to tłumaczyć "spadaj frajerze, nie mam na takich jak ty czasu!"
Ot, codzienność!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz