Przypomniałem sobie o wykładzie co to go obiecałem, bo czas wygłoszenia niby pętla zaciska się na szyi i co ja widzę szlak trafił wersję roboczą na pendrive i tylko ochłapy zostały na twardym dysku. No i zamiast zająć się przyjemną lekturą całej sterty książek leżących przy fotelu albo coś smacznego upichcić dla zgłodniałej dziatwy będę musiał ślęczeć nad slajdami. Najgorzej to choć raz coś zaprezentować na przyzwoitym poziomie wtedy oczekują od ciebie fajerwerków co dzień. Zawsze dam się wrobić.
Za karę zrobię chyba na obiad wątróbkę.
Doprawdy nie wiem dlaczego takim ograniczonym wzięciem cieszy się to danie, chyba niezbyt udana nazwa gra rolę. Ostatnio córka zaprotestowała przeciwko karmieniu rodziny flaczkami, bo obrzydliwie się nazywają, zaproponowałem aby od jutra mówiła nie flaczki ale smakotki i po tygodniu takiej socjotechniki będzie się nimi zajadała.
Wracając do wątróbki to dyskusje pomiędzy zwolennikami cielęcej i wieprzowej pozostawiam większym specjalistom, ja po prostu lubię czasami zjeść wątróbkę.
Cienko pokrojona i usmażona ze świeżo tłuczonym pieprzem; po prostu w pieprz i na gorący tłuszcz, policzyć powoli do 10 przewracamy na drugą stronę, liczymy, na talerz i posolić. A dlaczego pieprz świeżo tłuczony a nie z młynka? Tu wyjaśnienie jest proste i stosowane przez jedną z moich znajomych w najmniej odpowiednich sytuacjach "no przecież wiesz".
Jednakże gdyby ktoś nie wiedział to ja służę wyjaśnieniem, a właściwie własną teorią na ten temat: pieprz świeżo utłuczony w moździerzu ma bardzo intensywny aromat i dzięki zgnieceniu wydziela dużo olejków eterycznych które szybko rozpuszczą się w gorącym tłuszczu na którym smażymy dając wyśmienity smak potrawie.
Było smaczne ale z nieznanych (!?) mi powodów dzieci wyciągnęły z lodówki monte i nie chciały jeść obiadu; może dlatego że do popicia dostały wodę niegazowaną?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz