Koniec czerwca, północne Włochy, leżę pod drzewem magnoliowym, upał wylewa się z każdego zakątka ogrodu.
Białe kwiaty magnolii wielkości tależa schylają się nademną, intensywność zapachy aż mdli ale nie mam siły wstać i przejść dziesięć kroków do basenu. Pusto wokół, wiatr nie porusza nawet najdelikatnieszymi listkami.
Woda w basenie nigdy nie jest spokojna, narszczą ją drobne fale , wpatruję się w rysunek światła na wodzie i po raz kolejny budzi się we mnie zachwyt dla obrazów Hockney'a. Jak przestawić wodę żeby oddać charakter chwili, żeby nie było to jedynie dokumentalne przedstawienie basenu w ogrodzie. Odkładam książkę, biorę aparat, ciężka lustrzanka nie pasuje do upałów włoskiego lata, będzie trzeba mieć coś lżejszego ale zdjęcia lubię robić właśnie tą lustrzanką pozbawioną jakiegokolwiek programu tematycznego, prostą do bólu. Obiektyw wystawał z cienia jest teraz gorący, może to i racja , że Canon robi białe obiektywy a nie wszystkie czarne jak Nikon. Ustawiam wszystko, ma być HDR, po przyjeździe do domu zobaczymy.
Podam z powrotem na leżak, ręcznik zrobił się wilgotny od potu, nie znoszę upałów!
Zrywam się z leżaka i z desperacją wybijam z trampoliny. Zimna miękkość wody otacza mnie w jednej chwili, słyszę jak biegną ujadając psy właścicieli parku z basenem. W basenie nie da się czytać książki a to jedyne chłodne miejsce.
Uff! jak odpocznę napiszę więcej o męczącym wypoczynku we rejonie Veneto-Friuli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz